Manta MOB 60 to niewielka i lekka komórka, która kształtem nawiązuje do coraz popularniejszych skrzydełek/muszelek (clamshell). Wyróżnia się srebrną obudową z niewielką czarną wstawką, podświetlaną, gdy ktoś do nas dzwoni. Wbrew panującym trendom producent zdecydował się wyposażyć ją w antenę zewnętrzną. Do dyspozycji mamy duży, kolorowy wyświetlacz. Klawiaturę wyposażono w słuchawki (zieloną i czerwoną), trzy klawisze funkcyjne oraz strzałki ułatwiające poruszanie się po menu, które pełnią również inne funkcje. Z boku aparatu znajdziemy przyciski służące do regulacji poziomu głośności. Niezbyt miłe wrażenie sprawiają za to gumowe maskownice gniazda ładowarki i słuchawki, nie wiadomo w jakim celu umieszczone.

Przejdźmy teraz do menu. Nie ma co ukrywać, że jest to reprezentant segmentu low-end – świadczy o tym zarówno cena (399,00 zł w sklepie internetowym Manty), jak i wyposażenie. Nie znajdziemy tu bajerów w stylu radia, odtwarzacza MP3, aparatu fotograficznego, dyktafonu czy obsługi MMS-ów i Javy, ale również wydawałoby się podstawowych elementów jak wybieranie głosowe, słownik T9, przeglądarka WAP (w instrukcji obsługi jest opisana funkcja Internet, ale w menu nie występuje), port podczerwieni, obsługa Bluetooth czy chociażby pakietowa transmisja danych. Można więc stwierdzić, że jest to telefon dla osób, które tylko dzwonią ewentualnie od czasu do czasu wysyłają SMS-y. W MOB 60 znajdziemy więc funkcje, które są w niemal każdym telefonie komórkowym wyprodukowanym w ciągu ostatnich kilku lat. Spis telefonów mieści do 250 wpisów w pamięci telefonu. Do każdego wpisu można przyporządkować tylko jeden numer. Wpisy zaś możemy podzielić na grupy i to wszystko. Wiadomości – warto zauważyć, że udostępniono użytkownikom kilkanaście szablonów wiadomości pogrupowanych tematycznie. Nie znajdziemy słownika T9 czy choćby możliwości zdefiniowania grup odbiorców, czyli bez rewelacji.